Przyznaję się bez bicia - nie lubię dużych projektów. I nie jest to kwestia odpowiedzialności, strachu czy ilości pracy. Chodzi o tempo, który przy kilkunastomiesięcznych projektach łatwo stracić. A gdy zwolnisz, tracisz entuzjazm, energię, wiarę w finish z sukcesem. Jeśli zdarzy się to Tobie - pal licho, poradzisz sobie. Jeśli klientowi - mamy problem.
Zazwyczaj wygląda to tak:
Pierwszy tydzień po podpisaniu umowy
Codziennie e-mail, telefon z pytaniem jak idzie, odpowiedzi na pytania w 5 min od wysłania zapytania. Myślisz sobie - ta współpraca może być naprawdę owocna i miła dla każdej ze stron. Razem z zespołem pracujecie w pocie czoła nad wymyśleniem czego świeżego, urządzacie burze mózgów, rzucacie pomysłami jak z rękawa i przenosicie to na projekt. Oczywiście klientowi ciężko zrozumieć, że może zająć Wam to aż tydzień, ale póki co cierpliwie czeka. Tempo poziom high.
Pierwszy projekt
Ok - wreszcie doszliście do punktu, który możecie pokazać klientowi. Wysyłacie i pełni wiary czekacie na szczere słowa pochwały. Zamiast tego na drugi dzień zostajecie zmieszani z błotem (lub scenariusz bardziej pozytywny: "no może być"). Tempo zespołu - 1. Tempo klienta + 1.
Poprawki
Robicie to co chce klient. W końcu to jego pieniądze. Chce muzykę na stronie, choć mówiliście mu, że to przeżytek z 2003 r. - będzie miał. Wysyłacie kolejną wersję. Drugą? Trzecią? Kto by to liczył. Odpowiedź tym razem dostajecie po tygodniu. Nie pomagają telefony i e-maile. Tempo - 5.
I tu zaczyna się nasz problem - potem klient idzie na urlop, ma pięć tysięcy innych "ważniejszych" rzeczy. Ty wraz z zespołem zajmujesz się w tym czasie innym projektem. A kiedy masz wrócić do poprzedniego, to jak powrót do szkoły we wrześniu w wieku 13 lat. Niby troszkę się stęskniłeś za kolegami, ale w sumie to fajnie było biegać od rana do wieczora po podwórku, chlupać się w basenie. Czasami po tej przerwie zastanawiasz się jaki był wzór na pole trójkąta. Po pierwszym tygodniu wszystko wraca do normy. Fajnie, ale nauczyciel znowu idzie na chorobowy...
Spadek tempa wbrew pozorom to ciężki problem i duże wyzwanie przy projektach, które ciągną się kilka, kilkanaście miesięcy. Jak utrzymać klienta w ciągłym zainteresowaniu?
Zazwyczaj wygląda to tak:
Pierwszy tydzień po podpisaniu umowy
Codziennie e-mail, telefon z pytaniem jak idzie, odpowiedzi na pytania w 5 min od wysłania zapytania. Myślisz sobie - ta współpraca może być naprawdę owocna i miła dla każdej ze stron. Razem z zespołem pracujecie w pocie czoła nad wymyśleniem czego świeżego, urządzacie burze mózgów, rzucacie pomysłami jak z rękawa i przenosicie to na projekt. Oczywiście klientowi ciężko zrozumieć, że może zająć Wam to aż tydzień, ale póki co cierpliwie czeka. Tempo poziom high.
Pierwszy projekt
Ok - wreszcie doszliście do punktu, który możecie pokazać klientowi. Wysyłacie i pełni wiary czekacie na szczere słowa pochwały. Zamiast tego na drugi dzień zostajecie zmieszani z błotem (lub scenariusz bardziej pozytywny: "no może być"). Tempo zespołu - 1. Tempo klienta + 1.
Poprawki
Robicie to co chce klient. W końcu to jego pieniądze. Chce muzykę na stronie, choć mówiliście mu, że to przeżytek z 2003 r. - będzie miał. Wysyłacie kolejną wersję. Drugą? Trzecią? Kto by to liczył. Odpowiedź tym razem dostajecie po tygodniu. Nie pomagają telefony i e-maile. Tempo - 5.
I tu zaczyna się nasz problem - potem klient idzie na urlop, ma pięć tysięcy innych "ważniejszych" rzeczy. Ty wraz z zespołem zajmujesz się w tym czasie innym projektem. A kiedy masz wrócić do poprzedniego, to jak powrót do szkoły we wrześniu w wieku 13 lat. Niby troszkę się stęskniłeś za kolegami, ale w sumie to fajnie było biegać od rana do wieczora po podwórku, chlupać się w basenie. Czasami po tej przerwie zastanawiasz się jaki był wzór na pole trójkąta. Po pierwszym tygodniu wszystko wraca do normy. Fajnie, ale nauczyciel znowu idzie na chorobowy...
Spadek tempa wbrew pozorom to ciężki problem i duże wyzwanie przy projektach, które ciągną się kilka, kilkanaście miesięcy. Jak utrzymać klienta w ciągłym zainteresowaniu?
1. Kontaktuj się z nim regularnie
Niech przyzwyczai się do tego, że w każdy piątek meldujesz mu co zrobiliście przez kilka ostatnich dni, a w każdy poniedziałek przesyłasz mu plan na następne dni. Nawet jeśli projekt nie wiele posunął się do przodu - informuj go. Nie pozwól mu o sobie zapomnieć.2. Pytaj go o zdanie
Klient polecił zmienić kolor fontu. Zrobiliście to, więc chyba nie ma o czym dyskutować, prawda? Nic bardziej mylnego. Pokaż mu i zapytaj czy na pewno o to chodziło, czy tak wyobrażał sobie efekt. Czasami bowiem to co mamy w głowie, nie do końca pokrywa się z rzeczywistością.
3. Nie daj się zbywać
Znowu nie odpisał na e-mail, choć obiecał? Nie oddzwonił? Męcz go dopóki nie otrzymasz satysfakcjonującej Cię odpowiedzi. Daj mu odpowiednio dzień lub godzinę zapasu i przypomnij mu się o sobie.
4. Mobilizuj płatnościami
Nie odbiera, nie odpisuje, zapadł się pod ziemię? Wyślij mu fakturę za kolejny etap. Zobaczysz, że się odezwie ;)
5. Jeśli trzeba, strasz terminami
Przypominaj mu, że bez jego akceptacji nie możecie działać dalej, co na pewno odbije się na terminie oddania projektu. Jeśli to koniecznie posłuż się parafrazą umowy. Nigdy nie przytaczaj cytatów i paragrafów, ani nie używaj samego słowa "umowa", jeśli chcesz pozostać z klientem w przyjaznych stosunkach.